Polacy nie są tak bogaci jak Norwegowie, więc u nas cena zakupu nowego samochodu elektrycznego jest dla nabywcy subiektywnie większym ciężarem. Fundusz Niskoemisyjnego Transportu ma pomóc w tym, aby ciężar ten przestał przytłaczać.
Tankujący dokładają
Fundusz Niskoemisyjnego Transportu utworzono w połowie ubiegłego roku. Jego zasilanie zapewnia opłata emisyjna. To 8 groszy od litra paliwa sprzedanego w Polsce. Środki zgromadzone w ten sposób mają być przeznaczone na wsparcie rozwoju elektromobilności. Zasady ich wydawania ustali opracowywany obecnie projekt rozporządzenia Ministra Energii. Pojawi się przede wszystkim możliwość uzyskania dotacji do zakupu samochodu elektrycznego. Jej wysokość to 30 procent kosztów, ale nie więcej niż 36 tysięcy złotych. Samochody elektryczne staną się więc łatwiej dostępne. Dla przykładu elektryczna wersja Golfa po uwzględnieniu dotacji kosztować będzie nabywcę tyle, ile ten sam model z najmocniejszym dieslem. A popularny elektryk, Renault Zoe, wymagać będzie wyłożenia mniej niż stu tysięcy złotych.
Wprowadzenie opłaty emisyjnej na rzecz Fundusz Niskoemisyjnego Transportu komentowano w kontekście możliwego wzrostu cen paliw. Po wejściu w życie wspomnianego rozporządzenia każdy będzie miał szansę sięgnąć po dotację na zakup elektryka. I z grona tych, którzy w paliwie dopłacają do Funduszu Niskoemisyjnego Transportu, przejść do grona tych, którzy skorzystają z jego wsparcia.
Rozporządzenie dotyczy też kwestii związanych z budową stacji zasilania. To ważny element rozwoju elektromobilności w kraju, choć już dziś sieć takich stacji daje szansę na swobodne poruszanie się pojazdem elektrycznym. Może o tym przekonać choćby rzut oka na zasięg sieci stacji GreenWay (mapa pod adresem: http://driver.greenwaypolska.pl/), których docelowo ma być ponad 600. To więcej niż liczba ponad 5-tysięcznych miast w Polsce.
Czy to wystarczy?
Fundusz Niskoemisyjnego Transportu i przygotowywana możliwość uzyskiwania dotacji na zakup samochodów elektrycznych przyspieszą wzrost liczby takich pojazdów na naszych drogach. Ale czy wystarczą do tego, byśmy dogonili Norwegię?
U nas o elektromobilności mówi się dopiero od kilku lat. U Skandynawów już od początku wieku działają mechanizmy jej wsparcia. W Norwegii elektryki zwolnione są z VAT-u i z podatków od emisji – które obciążają auta spalinowe. Nie wymagają też płacenia podatku drogowego. Efekt? O ile u nas wspomniana dotacja ma zbliżyć cenowo samochody elektryczne do modeli spalinowych, o tyle w Norwegii już dzięki różnicom w podatkach elektryki są tańsze niż porównywalne auta na benzynę czy olej napędowy. Do tego koszt przejechania nimi 100 km jest znacznie niższy niż w przypadku korzystania ze spalinowej konkurencji. Z tym ostatnim tak samo jest zresztą także i u nas. My wciąż jeszcze mamy jednak sporo do nadrobienia w zakresie ulg podatkowych i tym samym wpływu na konkurencyjność cen samochodów elektrycznych.